wtorek, 10 listopada 2015

kolejna


Komputer jest taki łatwy i taki zimny… Gdybym pisała na maszynie, musiałabym koncentrować się zdecydowanie mocniej i skuteczniej. Komponować i zamykać frazy zanim opuszki zetkną się z fakturą klawiszy. Gdybym pisała na maszynie, miałabym fizyczny kontakt ze słowem, zdaniem, akapitem. Gdybym pisała na maszynie, tętent trzaskających czcionek nadawałby rytm moim myślom i krwi. Gdybym pisała na maszynie, każda kolejna strona, odkładana na rosnący plik kartek, potwierdzałby natychmiast sens mojej pracy. Moja praca miałaby zapach i ciężar. Dobrze, że chociaż redakcję robię na papierze – mam namiastkę. 








*

wtorek, 15 września 2015

samotność i cisza




Nie umiem pisać, gdy ktoś mi się plącze po domu. Podczas gdy mężczyźni potrafią się odizolować, bo żony nie ośmielają się im przeszkadzać, kobietom przychodzi to trudniej, ponieważ mężczyźni uważają, że mogą im przeszkadzać, kiedy tylko przyjdzie im na to ochota. Choćby głaszcząc ją po policzku albo prosząc o filiżankę kawy. Ty siedzisz przy biurku i piszesz właśnie coś, na czym musisz się maksymalnie skoncentrować, a on przychodzi, żeby poprosić o kawę albo zaproponować ci chwilę odpoczynku. Jeśli przypadkiem nic nie mówi, co jednak zdarza się rzadko, i tak czujesz jego obecność. Nie jesteś sama nawet w ciszy. Ja muszę być sama, żeby pisać.
 Oriana Fallaci


 Oriana Fallaci. Portret kobiety
Cristina de Stefano

wtorek, 31 marca 2015

antyporadnik ilustrowany


Bardzo zdolna rysowniczka, Karolina Jeske, wzięła do ręki Antyporadnik. Jak stracić męża, żonę i inne ważne osoby i popatrzyła nań swoim wrażliwym okiem. A potem zaproponowała swoją wizję antyporad. Muszę przyznać, że dopiero patrząc na reinterpretację tego, co sama napisałam, mogłam poczuć, co tak naprawdę wytworzyłam. Poraziło mnie. Tyle emocji i smutku, i samotności. Ilustracje (bo jest ich więcej) są w zasadzie takie, jak przesłanie książki, kiedy się orientujesz, że ty te wszystkie – podane śmiesznie, a może tylko niby-śmiesznie – rzeczy robisz i że one wcale śmieszne nie są, że za tym wszystkim stoi… to co na rysunkach. 



Ilustracja: Karolina Jeske


*

Jak Wam się podoba pomysł? 








wtorek, 17 lutego 2015

kto tu właściwie rządzi…

Myślałam, że to ja piszę książkę! Myślałam, że to ja mam pomysł, a potem docieram do sposobów, jak ten pomysł przekuć w konkretną treść, w co go ubrać, żeby najlepiej wyszło, żeby najpełniej oddać. Myślałam, że moje rozmyślania, szkice, plany mają duże znaczenie. Fundamentalne. Bo czyje niby? Bo kto będzie wiedział lepiej ode mnie, co i jak chcę napisać?

A potem się wszystko okazało. Nie od razu, trzeba przyznać, że delikatnie mnie potraktowało. Nie zwaliło mi się na łeb hurtem, bo może bym nie wstała, nie podniosła, nie zaczęła odbudowywać? Sprytne takie, cwane, toto. Powolutku zaczęło mi się wymykać, po jednym wątku, po fragmenciku. Mały skok w bok. Dobrze, myślę sobie, niech będzie i tak. Może to niezły pomysł. Bo, myślę, że mój. Ciągle myślę, że ja tu karty rozdaję, bo przecież moja książka i moja praca, mój czas i wysiłek, i mój komputer, i stół w kuchni, przy którym każdego ranka, a czasem i popołudnia, i wieczora bywa, dzieją się te wszystkie rzeczy, radość się dzieje, a częściej zniechęcenie i znój jakiś taki. Mój!

Ale jak już było więcej niż połowę, na tyle więcej, żebym mogła się w tym zorientować, żebym potrafiła zobaczyć, to nagle się okazało, że jest jakoś mocno daleko od tego, co zaplanowałam, co widnieje w szkicach i planach. Niby podobnie, można jakiś zarys odnaleźć, ale… I wtedy zrozumiałam, że ja tu nie tym, kim myślałam, że jestem, to jestem. Choć mogę się dalej upierać, wywalić do kosza trzy czwarte książki i zacząć od nowa, dalej po swojemu, uparcie według własnego uznania, czyli tamtego szkicu i planu. Tylko że… po drodze dotarło do mnie, że może niekoniecznie ja, właśnie ja, tylko ja jestem ostateczną wyrocznią. Że może bardziej daję się prowadzić, niż idę według wytyczonego wcześniej przez siebie samą, na mapie, szlaku.
Najpierw się przestraszyłam: Boże, co to będzie? Jak ja mogę wziąć odpowiedzialność za to coś, co wyprodukowałam, a nawet nie wiedziałam, co produkuję, choć byłam pewna, że wiem? Jaki ostatecznie kształt przyjmie to coś, co powstaje pod moimi palcami?

I wreszcie usłyszałam: A skąd wiesz, że ty najlepiej wiesz? Hej, no jak to, jestem twórcą to chyba wiem, tak! To chyba ja wymyślam, obmyślam, decyduję! Ale pytanie nie daje mi spokoju. Bo czy naprawdę ja, właśnie ja, najlepiej wiem? Nawet o rzeczach, przy odkryciu których mam duży udział? Właśnie, to słowo „odkrycie”! Bo może ja niczego nowego nie tworzę, ja tylko odkrywam coś, co ma być odkryte, odsłonięte, pokazane… No, to może nie będę się upierać, tak?

I nagle zrobiło się spokojniej i ciszej. I nawet siostra muza przyszła do mnie w piątek, pochyliła się nad moim prawym ramieniem i szeptała, a ja stukałam, stukałam, stukałam, aż mi się klawisze myliły – poczekaj, mówiłam, przecież nie nadążam – i pełno było czerwonych szlaczków podkreśleń, których nie produkuję tak na co dzień, bo z godnością piszę, uważnie i elegancko. A tu nie było żadnej elegancji, szał był i radość ogromna, że jest, że tyle tego wyszło ze mnie, wypłynęło.
Tak to się właśnie poddałam i napisałam, co mi kazało. Ale pozwoliło mi zostawić sobie fragmencik przekonania, że jednak trochę ja wymyślałam, trochę ja decydowałam. No i dobrze, tyle mi wystarczy.


poniedziałek, 12 stycznia 2015

małe radości dnia codziennego

Kocham język, czczę językoznawstwo. Przepadam za specjalistami z poczuciem humoru.


Czytelnikom Poradni chciałbym życzyć, aby z umiarem używali słów na k... i d..., a także na p... i ch... Język służy m.in. podkreślaniu, że mówiący należy do określonego środowiska, ale chyba trzeba cierpieć na jakiś rodzaj nerwicy, żeby czynić to w każdym zdaniu.


Fragment odpowiedzi prof. Mirosława Bańko (w ramach Poradni językowej) na pytanie dotyczące wulgaryzmów. Całość tutaj.