środa, 25 grudnia 2013

zupełnie inne święta

Napisałam dla pewnej redakcji tekst o świętach, a raczej o tym, jak spróbować ominąć bożonarodzeniowe pułapki. Żeby nie być gołosłowną, postanowiłam swoje pomysły sprawdzić na żywym organizmie - moim własnym. Wyszło... hm, trochę inaczej, niż myślałam. Wyszło tak, że odkryły się przede mną kolejne pola doświadczalne - na kolejne święta. Cały tekst, choć już leciutko wczorajszy, tutaj


*

Są to na pewno zupełnie inne święta niż wszystkie dotychczasowe w moim życiu. Nie tylko dlatego, że wyłamałam się z męczącej, rok za rokiem coraz bardziej, tradycji przyjazdu, sprzątania, szykowania, uśmiechania się i... dość pospiesznego wyjazdu (żeby już być u siebie). Nie tylko dlatego, że nie spędzam ich z rodziną. Może ma to coś wspólnego z pogodą - tak dziwną o tej porze roku? Prawdziwe i najważniejsze powody zapewne odkryję za jakiś czas, gdy nabiorę potrzebnego dystansu, gdy Boże Narodzenie 2013 będzie wspomnieniem. Póki jeszcze nie jest - życzę Wszystkim poczucia tych Świąt. Bo jedno, co się nie zmieniło mimo innych okoliczności i szerokości geograficznej, to ogromna potrzeba narodzenia, nowego początku.  

środa, 6 listopada 2013

prawie jak nowa

Dostałam właśnie przesyłkę z nowiutkim, świeżutkim, cieplutkim drugim wydaniem! Pachnący (książka musi odpowiednio pachnieć, to oczywiste) stosik piętrzy się wdzięcznie, a przy okazji dość skutecznie motywuje. Nie wiem czy to nowa okładka sprawia, że książka wydaje mi się całkiem nową książką, ale to poczucie niezwykle mi się podoba! Chcę więcej...


piątek, 23 sierpnia 2013

o mnie, o książce

Mika Dunin


Przeszłam długą i bolesną drogę od społecznego jamochłona do… trochę bardziej świadomej i mniej zapatrzonej w siebie i egoistycznej formy istnienia. Wiem, że to nie koniec mojej drogi, choć nie mam pojęcia, co jest na tym końcu. A nawet – co jest za następnym zakrętem. Ale nauczyłam się czerpać z doświadczenia innych ludzi (choć wcale nie miałam na to ochoty – przecież byłam taka wyjątkowa, kto mógłby mi cokolwiek wartościowego pokazać?) i wiem, że również z mojego doświadczenia ktoś może skorzystać. Jeśli będzie chciał. Jeśli będzie choć odrobinę mądrzejszy, a może po prostu bardziej zdesperowany, niż ja byłam.

czwartek, 22 sierpnia 2013

o sztuce tracenia

Tracić i rujnować w życiu można dużo i na dowolnym gruncie. Marnować relacje, znajomości, przyjaźnie, miłości. Talenty, możliwości, szanse i okazje. Na różne sposoby. Połowicznie i ostatecznie. W rujnowaniu i traceniu można się wręcz zatracić. Stworzyć z niego sposób na życie.Niekiedy utrata się przydaje. Uwolnieni od ciężaru możemy pójść do przodu, ujrzeć rzeczy w nowym świetle, rozwinąć się. Choć dziwnym trafem znikanie z życiowej orbity właśnie tych największych, najbardziej męczących i rujnujących spokój ducha „ciężarów”, wydaje się najbardziej bolesne, rodzi największy opór. Jakim prawem mi to odbierają! Nie zgadzam się! Nie bardzo przy tym wiadomo, jacy „oni” tak krzywdzą oraz co niby ten brak zgody miałby zmienić, ale opór jest i nikt nie zarzuci, że łatwo się poddajesz.Częściej jednak podkopywanie, czy niszczenie więzi i niewykorzystywanie okazji odbywa się nieumyślnie, nieświadomie i niezauważalnie. A gdyby jeszcze ktoś zasugerował, że te nieszczęścia i przykrości „zdarzają się” za naszą sprawą i na nasze własne życzenie… Oj, mogłoby mu się dostać! Można, rzecz jasna, ciągle trwać w pretensjach do losu, obrażać się na cały świat i żyć w przekonaniu, że to „ich” wina. Można z całych sił nie chcieć zobaczyć swojego udziału. Nie ma sprawy, każdy sam wybiera, każdy ponosi konsekwencje. Nawet wtedy, jeśli się na to nie godzi. Albo… przyjąć ewentualność, że sprawy mogą wyglądać trochę inaczej, niż zawsze się wydawało. A potem przeprowadzić mały eksperyment: zmienić, na jakiś czas, swoje postępowanie i po prostu sprawdzić, jak to działa.

*

A jeśli już tracić, to świadomie i z wyboru. Na tym polega ta sztuka.

piątek, 15 marca 2013

antyporadnik

Wszystko zaczęło się od pewnej wymiany maili. Ktoś zapytał, czy mogłabym napisać tekst na nieco przewrotny temat: jak wychować sobie męża. I w związku z tym, czy ja w ogóle mam męża? Wypaliłam wtedy, że mogę co najwyżej napisać, jak męża stracić, bo tu mam kompetencje niepodważalne! Straciłam skutecznie jednego. Nie jestem wcale z tego dumna. Ale przyglądając się z perspektywy czasu tamtej sobie, moim przekonaniom, pomysłom na życie i konkretnym zachowaniom wiem, że inaczej po prostu nie mogło być. Wypunktowałam wszystkie moje przewinienia, jednocześnie obserwując je u zaprzyjaźnionych lub zupełnie przypadkowych par. To było niesamowite! Mnóstwo ludzi na moich oczach popełniało te same błędy i wydawali się ślepi na to, co robią. Zachowywali się wybitnie nielogicznie, a przy tym jakby nie mieli świadomości własnych działań, a zwłaszcza ich – oczywistych wydawałoby się – efektów. Ale przecież i ja, kiedyś, nie miałam pojęcia, że postępuję nierozsądnie (a czasem wręcz głupio) i poniekąd na własną zgubę. W dodatku nie tylko własną, bo przecież w małżeństwo zamieszanych jest więcej osób.Wkrótce pojawiło się zapotrzebowanie na drugą część: skoro kobiety mają już przepis na „utratę męża”, czemu skąpić analogicznej wiedzy mężczyznom? Zaraz potem okazało się, że w podobnie nierozsądny sposób niszczymy inne ważne relacje i tracimy bardzo istotne w życiu rzeczy.