środa, 9 lipca 2014

fajki

Mery paliła do końca życia. Nie licząc tego tygodnia w hospicjum, w którym chyba nikt nie wpadł na pomysł, by przykładać do jej wyschniętych warg papierosy. Zresztą, nie jestem pewna, czy ten ostatni tydzień można jeszcze zaliczyć do życia. Już chyba jej nie było tak naprawdę.
Ostatniego dnia przed moim wyjazdem, jeszcze w domu, zażyczyła sobie nowe zdjęcie do paszportu (stary właśnie tracił ważność) oraz spodnie od dresów (nie chodziła już od dwóch tygodni, ale… zamierzała ćwiczyć aerobik). Gdy wróciłam, pojechałam prosto do hospicjum, już wiedziałam, że nie ma jej w domu. Postawiłam na komódce, najlepiej widocznej z łóżka, nasze najświeższe zdjęcie: siedzimy na jednym fotelu – ja na oparciu; obydwie ze strupami na twarzy – ja po opryszczce, Mery po kolejnym upadku ze schodów; w dłoni papieros. 
Przyjechała jej przyjaciółka (pół roku później już nie żyła, choć tamtego dnia nikt nie miał pojęcia, co czai się w jej ciele). 
Przyjechał ksiądz (ze swoimi ostatecznymi przyprawami). 
Mery nie miała o tym wszystkim pojęcia. Spała. Bezprzytomnie. Już się nie obudziła. Nie zobaczyła nas i księdza, ani fotografii. Nie sprawdziła nawet, czy przywiozłam dobre spodnie od dresu.

*

Trzeba przyznać, że była dzielna i bardzo się starała. Gdy dowiedziała się o nowotworach (bo była ich cała gromada), podjęła heroiczny wysiłek rozstania. Bardzo ograniczyła. Mogło się nawet raz zdarzyć, że nie zapaliła przez cały dzień. Kazała mi jeździć po jakieś gruzińskie zioła. Nie pomogły.

*


Na zawsze zapamiętam ją z papierosem. Nad plikiem kartek, zadrukowanych cudzymi wytworami mniej lub bardziej udanego rzemiosła, z rzadka talentu, a czasem nieudolnej rozpaczy. Nie, nie była pisarką. Ale zdjęcie Carson McCullers bardzo mi ją przypomina. Takie same dłonie, palce, ten sam gest trzymania papierosa. Dała mi najważniejsze i najbardziej znienawidzone lekcje pisania. Upierdliwie podkreślała moje błędy i kazała nanosić poprawki. Skutecznie, w serii krwawych potyczek, wytłukła ze mnie pomysł, że jakiekolwiek przedmioty i zjawiska mogą cokolwiek posiadać. Wygrała też parę innych językowych starć. Bardzo żałuję, że ta obróbka trwała tak krótko, że byłam na tyle głupia i arogancka, by nie chłonąć wszystkiego, co mówiła. Zrozumiałam przynajmniej o dwa lata za późno.  

2 komentarze:

  1. Pozostają książki, na przykład „Wszystko zależy od przyimka” – Jerzy Sosnowski, Jerzy Bralczyk, Andrzej Markowski, Jan Miodek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, książki są super, ale... nie jarają fajek, nie ględzą ani nie marudzą, nie opowiadają niesamowitych historii, ani dowcipów, nie umierają i nie zostawiają niepojętej dziury.
      Hm... Dobra, poza fajkami (które zresztą są raczej jak wrzód na wiadomym miejscu) właściwie potrafią te wszystkie rzeczy.

      Usuń