poniedziałek, 4 sierpnia 2014

alkoholiczka

Układam włosy i bach, znika pół szklaneczki. Zawsze muszę się z nimi naszarpać, więc nie żałuję sobie nagrody. Nakładam make-up, kolejny łyk. Puder, róż, pociągam haust. Ostre jak ślad po cięciu brzytwą czarne kreski na powiekach – wymagają sporo uwagi i co najmniej dwóch łyków, po jednym na każdą powiekę. Tuż przed rzęsami muszę dorobić drinka. Potem jeszcze czerwień na wargi i gotowa ja mogę ruszyć na podbój świata. Wszystko dzieje się dość szybko. Musi, zanim alkohol zacznie spowalniać ruchy i odbierze niezbędną precyzję. Ręka nie ma prawa drgnąć, makijaż wygląda jak od szablonu, idealnie, perfekcyjnie.

Równie starannie dobieram strój – to istotny element całej gry. Umiem to, wiem, że robię wrażenie. Perfumy, raczej ciężkie, z męską pieprzową nutą. Takie lubię, a przy okazji tylko takie przebiją się przez zaporę knajpianego zaduchu i oparów nocy. Biżuteria, którą następnego dnia jak zwykle będę nerwowo tropić w zakamarkach torby, ubrań, dzwonić po znajomych. Portfel z gotówką – przezornie w takich miejscach nie używam kart – przynajmniej na trzy kolejki, wieczór i tak przeważnie się rozkręca w dobrą stronę. Dorzucam do torby jakieś kieszonkowe wydanie poezji trudnej a mrocznej albo Ciorana czy Kierkegaarda, dla głupiego szpanu, co jednak zawsze działa. Gotowa do wyjścia. Jak zwykle, prawie codziennie, choć wolę uważać, że to sporadyczne okazje.

Od progu zasysa mnie wir, znajomy puls, przydymiony gwar. Ktoś krzyczy moje imię, ktoś macha, śmieje się do mnie, wyciągają się czyjeś ręce, pierwsza szklanka płynie z gracją, jak w zwolnionym tempie, w moją stronę. Już nie ma odwrotu. Dlaczego miałby być? Przecież jest świetnie, o to chodziło, jest bosko. Te rozmowy, pomysły, szalone plany, śmiechy i tańce. Tylko tutaj, tylko z nimi.

Nie lubię zegarów, unikam ich w takich miejscach, siadam tyłem do pełnej wyrzutu tarczy. Nie sądzę, żeby minęło zbyt wiele czasu, ale zawsze przegrywam, zawsze jestem do tyłu. Jest zbyt późno. W toalecie przyłapuję moją twarz na całkowitym braku wyrazu. Jakbym nie miała w niej mięśni, wszystko zwisa, choć w moim wieku nie ma co zwisać. Puste oczy, najgorsze to puste spojrzenie, śmiertelne zmęczenie. Po niedawnej perfekcji makijażu nie został ślad. Nie mam siły na taką siebie patrzeć, nie chcę takiej siebie znać. Odwracam głowę i prawie udaje mi się przywrócić w miarę ludzki grymas. Spinam się, ale wiem, że muszę, zaraz wyjdę z tego kibla, zaraz mnie zobaczą, muszę wyglądać. Znowu przesadziłam?! Nie wiem, jak to się stało, która kolejka o tym przesądziła? Może ta mieszanka słodkich wódek? Mogłam się trzymać klasyki... Do domu. Booożeee, jak ja mam wrócić do domu??!


„Alkoholiczka” ukazała się w sierpniu 2014 nakładem Wydawnictwa WAM

16 komentarzy:

  1. Już za parę dni, za dni parę... :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakakolwiek szansa na kupno książki za granicą?

    Przy okazji gratuluję. Niełatwo napisać książkę, w której odsłaniamy część siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to kontakt z wydawnictwem. To z ich strony:
      Potrzebujesz więcej informacji, skontaktuj się z Działem Handlowym Wydawnictwa WAM: handel@wydawnictwowam.pl

      I dziękuję :-)

      Usuń
  3. Dziś jadę do Empiku...kupię książkę i może i moje życie się zmieni...))
    Pozdrawiam...Lidka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Warsztatowo (nie ma doswiadczenia w komentowaniu blogow, poprzedni komentarz chyba pozarlo): czy prowadzila Pani pamietnik, dziennik, kalendarz? Skad taka pamiec emocji po tylu latach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prowadziłam dziennik, no, prawie-dziennik, ale przy pisaniu książki przydał mi się raczej w odświeżeniu pewnych faktów. Podobno zapamiętujemy najlepiej te zdarzenia, które mają związek z silnymi emocjami. Ja generalnie żyłam wtedy w świecie silnych emocji (innych po prostu nie zauważałam, więc sądziłam, że ich nie ma), i chyba właśnie dlatego je pamiętałam.

      Usuń
  5. Miko, Pani Miko, przeczytalam. Wiele ochow, kilka zaskoczen, gdybym byla blogerka ksiazkowa, napisalabym wiecej gdzies w przestrzeni www, ale nie jestem, wiec wrazenia zostana dla mnie. Jednej kwestii brakuje mi bardzo, domkniecia, dopowiedzenia, bo skoro A, to... Tymczasem nic. Mam tak samo, nie chcialam byc jak moja wlasna matka. U mnie inaczej, dosc wczesnie wiedzialam, ze taka nie chce byc i robilam wszystko, zeby byc jak moj tata, ech. Cytujac wiadomo kogo: nikt mi nie powie, ze biale jest biale. Pani pisze, ze wszystko nagle pryslo. Byla krolowa, piekna jak aktorka zachodnia, te sukienki, potem smutne swetry, wyplowiala trwala, smutek i gonienie corek do roboty i reprezentacji Matki w swiecie, bo matka to ta Dobra. Wtem: klamala! Czytalam do konca, majac nadzieje na wyjasnienie. Nie doczekalam. W czym klamala? Nie chodzi mi o pryncypialne wskazanie przewin (pani jest anonimowa, a matka, jak rozumiem zyje), ale o zjawisko, jakim swoim zachowaniem skreslila sie jako autorytet w pani oczach, w oczach malej corki. Poczatek rozdzialu Ratunek czytalam z nadzieja, ze tam bedzie odpowiedz. Przeciez to byl stan, jaki przypiswala pani matce, taki bezruch, niemoc, wali sie, nich sie wali, ktos pomoze, a jak nie, to ja juz nie daje rady, nie ma sily, niech sie dzieje, co chce. I nic. Zadnych odniesien do mamy, wiec to-nie-to. Bardzo mi brakuje tego "klamstwa". Co nim bylo? Kiedys uslyszalam: "weszlas w buty wlasnej matki", "jestes jak wlasna matka". Oburzenie. Ale dzis mysle, a jaka mam byc? Jak dziadek, babka? Sasiad? Genow nie oszukasz. Napisze pani cos o tym... klamstwie? Wiadomo, ze nie doslownie, literalnie, ale jesli mozna, prosze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W książce trzeciej, która się jeszcze kotłuje, choć już napisana, jest o tym więcej. Kłamstwo nie było jednym kłamstwem. To cała seria słów, postaw, zaprzeczeń, twierdzeń, niedomówień, niezgodności słów z działaniem. Zdejmowałam je przez kolejne lata warstwa po warstwie. Ale ja w pewnym sensie rozumiem moją matkę. I sądzę, że większość tych kłamstw to nie było celowe mówienie nieprawdy. Ona mi po prostu przeszczepiła swoje widzenie rzeczywistości, które było fałszywe. I w tym sensie powtórzyłam jej historię (do pewnego stopnia, bo mój filtr był odrobinę inny), ja też kiedyś przekazałam jakąś nieprawdę.

      Usuń
    2. Aj, to zmienia postac rzeczy:-)
      W ksiazce brzmialo to tak, jakby pani ja nagle nakryla na klamswie, klamstwie typu: zdradzala, miala kochanka, byla w tym zwiazku, zeby ukryc cos gorszego, robila masowe aborcje, uciekla w malzenstwo, bo rzucli ja w ciazy (z pania) znany rezyser, bo byla chora psychicznie... Z pamieci zludnej mam to tak: byla swieta, wtem zaczelam (nagle! Flash!) widziec hipokryzje, oblude, oszukanstwo. A potem nie ciagnie Pani tego watku. I teraz tez bez konkretu...
      Rozumiem, tak juz mamy z mamami.
      Dociekam, bo przez ich niedojrzalosc jestesmy takie, jakie jestesmy. A temat klamstw w rodzinach alkoholowych to temat rzeka. Ciesze sie, ze nie mam dzieci. Terapeutka (oceniam ja kiepsko) powiedziala, ze to byla dojrzala decyzja. Ale czy dzieci ma sie z decyzji? Nie ma sie, tak. Ale ma sie - bo taka karma, tyle.
      Nasze matki mialy trudno, bo nie mialy jak wyrazic wkurwu. Ani sportu, ani zajec dodatkowych, jeszcze bieda i glod, i glupie komentarze nt. wygladu, bez gazet, bez netu. Jak ktora odstawala - jak moja, to sie zapadla w sobie, zwiazala z nieodopowiednim, choc rokujacym, a po latach osowiala, zachorowal, skupila na diecie, oszczedzaniu, ochranianiu, myciu kibla. Nawet jesli byly piekne, to nie mialy pojecia o rozwoju i ambicji.
      DDA/DDD sa dwojakiego rodzaju: jedni nadambitni, inni przesadnie niebieskoptacy. Ta dwojakosc moze wyrazac sie tez w mowieniu o wlasnych mamach ;-) Pani swoja oszczedza, ale i nie.
      Czekam na kolejna ksiazke, dzieki za poprzednia.

      Usuń
    3. Ach, to szkoda, że napisałam! Byłaby tajemnica i apokryf gotowy ;-) Znany reżyser moim ojcem - jaką legendę mogłabym na tym przy okazji zbudować! Głównie dla potrzeb własnych. Trudno, muszę się zadowolić banalnym pijakiem :-) Co do matki - ja najbardziej się "bałam" jak ona zareaguje. Ale nie mogłam tego wątku pominąć albo być grzeczną córeczką - nie przeszłoby mi przez palce. A tak na marginesie, w ocenie matek bardzo pomaga posiadanie własnych dzieci - przy odrobinie samoświadomości i dobrej woli widzi się, z czym musiały się zmagać i jak to jest - mieć dziecko. Z pewnością można to osiągnąć również innymi metodami.

      Usuń
    4. Matki, ojcowie, szkoła... Każdy powód, żeby się napić jest dobry i nic nigdy nie zmieni się w życiu dopóki szukamy przyczyn poza sobą... Bo moja mama to czarownica, bo mój tata to potwór... Nie! Piłam bo ja chciałam wypić wódkę... Nie piję bo ja nie chcę...

      Usuń
  6. nie podpisalam sie (gdzies mi przebrzmialo, ze wypada), ale chyba nie chce imieniem. prosze wybaczyc, na tyle charakterystyczne, ze jednak na razie nie. a pisze, bo w sprawie relacji matka-corka zapisalam sie nawet na Gender Studies, byly takie zajecia. w tym temacie sa nawet doktoraty. a sa kultury, gdzie matki rzucaja dzieciaki spolecznosciom i to jest ok, i nic sie dzieje, i nie ma w tych kulturach ani drago, ani alko, ani automatow, ani hipermarketow.
    kolonializm je dosiegnie, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mężczyźni mają to samo ze swoimi ojcami. Ale przecież w ogóle miewamy problem z rodzicami :-) Rodzic - figura Boga. I całe życie, żeby się w tym ustawić.

      Usuń