Z
radia wracam o 1:30. W normalnym trybie o tej porze nie istnieję,
więc ten raz w miesiącu niewiele zmienia, jest byciem prawie, czyli
prawie niebyciem. Tak czy owak, przytomności mam pół. Po drodze
spuszczam to wszystko, co może przeszkodzić w sennym
zniknięciu. Tak było do tej pory. Dwa razy temu – myślałam, że
to incydent, ale skoro ma kontynuację już tak myśleć nie mogę –
wiózł mnie bardzo żywy taksówkarz. Rozmowny w sensie, co przed
drugą w nocy bywa przykre (mam taką przypadłość, że gdy mówią – słucham). W dodatku nie o sobie mówiący, to
znaczy bardzo o sobie, ale koniecznie w kontekście audycji (mój udział musi wzrosnąć, żegnaj bierności).
Normalnie
ciąg dalszy, wracamy do Państwa po piosence.
Audycja była antyporadnikowa o traceniu/nietraceniu żony. I pan
bardzo przekonywał o swoim wielkim o małżonkę zatroszczeniu.
Poczułam się prawie jak gwiazda – ktoś mnie w tym radiu słuchał!
Ktoś nie eteryczny, wirtualny, gdzieś tam, jakoś. Otóż bardzo
namacalny pan taksówkarz!
Miesiąc
później, ta sama trasa, inny kierowca, ale… Kurs spod radia, a
więc: Na
żywo? A jaka audycja, a o czym? Ach, o relacjach, związkach,
niszczeniu, wie pani, trochę się na tym niestety znam. Nocna praca
pozwala jakoś przetrwać po śmierci żony, to straszne, ale nie
miała ze mną lekko. Dzieci… poza jednym, nie mam najlepszych
relacji, więc…
Katarzyna
Surmiak-Domańska powiedziała: Ludzie
chcą
opowiedzieć ci swoją historię. Wystarczy tylko słuchać.
A że trzeba poradzić sobie z zewnętrzną warstwą lukru? Każdy
opowiadacz pudruje oblicze, trzeba przeczekać, a potem to obejść,
zadać pytanie, którego bohater ma nadzieję nigdy nie usłyszeć,
ale jeszcze większą potrzebę odpowiedzieć na nie.
Przy
trzecim panu taksówkarzu sprawdzę.
Do trzech... taksówkarzy sztuka. :-)
OdpowiedzUsuńA może będzie ich więcej ;-)
Usuń