Opowieść znajomego księgarza o Folwarku zwierzęcym Orwella, wepchniętym przez praktykantkę na półkę z książkami o hodowli zwierząt gospodarskich pamiętam dość dobrze, szczególnie, że powielała historyjkę, którą dyrektor mojego liceum miał zwyczaj zdobywać sympatię klas pierwszych, rocznik po roczniku zresztą. To musiała być w końcówce PRL-u dość popularna anegdota. Bawiła mnie wtedy niepomiernie. Głównie dlatego, że lekturę miałam już zaliczoną i nie musiałam się głupawo uśmiechać, że niby wiem, o co chodzi, a tak naprawdę nie wiem, i o rany, czy oni się aby nie domyślą. Przypomniała mi się, gdy dostałam cynk – cenię w ludziach tego rodzaju dobroduszną czujność na absurdy albo i zwykłe lapsusy (korzystając z okazji, pozdrawiam czujnego czytelnika, któremu się chciało) – że jedna z bibliotek umieściła Alkoholiczkę w higienicznym dziale.
Po uważnym przemyśleniu sprawy nie mam nic przeciwko temu. Właściwie mogę przyznać takiej lokalizacji rację.
I dzięki temu nowemu spojrzeniu pomyśleć o wydaniu drugim, poprawionym.
Mocne! :-) :-) :-)
OdpowiedzUsuńI celne :-)
Usuń