Jeśli masz powołanie do tworzenia to i tak musisz tworzyć, żeby maksymalnie wykorzystywać swój twórczy potencjał – ale również po to, żeby nie zwariować. Kiedy masz kreatywny umysł, twoja sytuacja przypomina sytuację właściciela psa pasterskiego border collie, kupionego w charakterze zwierzątka domowego. I umysł, i owczarek musi pracować, bo inaczej narobi ci niesamowitych kłopotów. Zapewnij umysłowi pracę do wykonania, bo sam sobie znajdzie coś do roboty, a może ci się nie spodobać zajęcie, jakie sobie wynajdzie (obgryzanie kanapy, kopanie dziury w podłodze salonu, gryzienie listonosza itp.). Mnie zajęło całe lata, zanim to zrozumiałam, ale rzeczywiście wygląda na to, że kiedy aktywnie czegoś nie tworzę, to aktywnie coś niszczę (siebie, związek lub własny spokój ducha). Jestem na sto procent przekonana, że każdy z nas musi znaleźć sobie w życiu do roboty coś, co go powstrzyma przed obgryzaniem kanapy.
Elizabeth Gilbert pisze tak w
Wielkiej magii, książce o twórczości i kreatywności. A ja myślę, że jest to szczególnie prawdziwe w odniesieniu do uzależnionego umysłu. Uzależnionego nie tylko od substancji czy zachowań mieszczących się w WHO-wskiej wyliczance. Umysł może być uzależniony od określonego sposobu "myślenia", przerabiania, przetwarzania, mielenia, wirowania. I faktycznie zachowuje się wtedy jak nieposkromione zwierzę. Jedno ze spotkań Anonimowych Alkoholików nosi nazwę
Wyłącz pralkę i uważam to za wyjątkowo trafną nazwę. To właśnie mamy zrobić – wyłączyć pralkę wirującą w głowie.
Gdy nie zajmuję się pracą albo istotną rozmową, mój umysł natychmiast zaczyna się martwić. Tak został uformowany (możliwe, że przeze mnie, bo niby przez kogo, ale nie potrzebuję teraz dodatkowego balastu winy, i tak muszę ponosić tego konsekwencje).
Martw się! Bo to oznacza, że ci zależy, że trzymasz rękę na pulsie, że kontrolujesz i jakby co, unikniesz katastrofy. Gdy przewidzisz wszystkie potencjalne pułapki, dokładnie przejrzysz możliwe uniki, oszacujesz straty, czyli przygotujesz się na najgorsze – nie będzie tak bolało. Już dawno wpadłam na ten schemat i jestem boleśnie świadoma, jak ten jakoby ratunkowy plan mocno jest niedoskonały. A mimo to wcale nie jest mi łatwo zatrzymać wirówkę już puszczoną w ruch. Gilbert podpowiada to samo, co
Anonimowi Alkoholicy – znajdź umysłowi pracę, zajmij go czymś pożytecznym, sam wybierz (AA na początek podsuwają zakres prac, potem ufają, że wola i myśli powierzone Większej Sile, Wyższemu Porządkowi, będą się układać sensownie i typować trafnie). Znajdź mu pracę, zanim sam sobie znajdzie i znowu zapędzi cię w kozi róg, zanim narobi ci kłopotów, rozwali pół mieszkania, związku, życia. Zagoń umysł do roboty, a on odwdzięczy ci się świętym spokojem, cichą radością, czyli pogodą ducha.