Latem. Słońcem. Ciepłym wiatrem.
Sad rośnie 150 kilometrów od mojego teraz.
Sad wciąż pachnie, choć zostało z niego mniej niż pół.
Jabłka w nim niezwykłe, chrupiące, słodko-świeże, nie jadłam nigdy później, nigdzie indziej.
Dlaczego nie pojechałam? Dlaczego wybrałam inne sprawy?
Innych sprawy.
Spokojnie, będzie następne lato.
A jeśli nie będzie? Sadu albo mnie?